piątek, 5 czerwca 2015

DIY zrób to sam: jak stać się lubianym w 3 prostych krokach.

Jest godzina 9:30 rano, piątek, więc najlepszy czas na pisanie. Dzisiejsza notka nawiązuje do wczorajszej o towarzystwie. Wspomniałam, że nie popieram wciskania się w towarzystwo na siłę. Ale jak zostać lubianym nie zostając debilem? Może to się wydawać trudne, ale wcale takie nie jest. How to be cool for dummies. Podam 3 jasne i proste zasady, którymi należy się kierować, żeby nie zostać po prostu zwyczajnie wychujanym. Zaczynamy:

1. Nie błagaj.
Nic na siłę. Nie rozpaczaj o znajomych, nie podlizuj się, NIE BŁAGAJ. Jeżeli pokażesz innym, że zrobisz wszystko dla przyjaźni, zostaniesz bardzo prosto wykorzystany. Jak postrzegasz ludzi proszących o pieniądze na ulicach? Jako brudasów, żebraków, przegranych? Dajesz im coś? Jeśli nie, to wyobraź sobie siebie w takiej sytuacji. Tak samo wyglądasz błagając o przyjaźń.

2. Słuchaj zawsze, ale tylko czasem.
Słuchanie nie równa się słuchaniu. Ta zasada jest bardzo prosta: zawsze rozważaj rady i sugestie innych, ale postępuj zgodnie z nimi tyko wtedy, jeśli uważasz je za właściwe. To działa tak: ktoś cię do czegoś przekonuje, ale ty nie uważasz tej rady za zbyt dobrą? Nigdy się nie zgadzaj, nawet z grzeczności. To prowadzi tylko do wewnętrznej frustracji.

3. Nie chcą cię? Inni zechcą. Najbardziej oklepana rada kiedykolwiek. Nigdy nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Ktoś nie chce z tobą przebywać ze względu na twoje hobby? Nie każ mu tego robić, znajdź kogoś, kto to zaakceptuje. Znajomość to nie kredyt hipoteczny, można ją zakończyć jeśli nie opiera się na tym, na czym powinna. Ba, nawet trzeba ją zakończyć, bo w taki sposób bardzo szybko jedna osoba może z przyjaciela stać się wrogiem.

czwartek, 4 czerwca 2015

Co najbardziej zmienia człowieka?

Blog schodzi na makijaż, ale spokojnie. Narzekać nie przestaję. I nie przestanę chyba nigdy.
O czym dzisiaj? Temat, z którym każdy się chyba zetknął mniej lub bardziej boleśnie.
Znacie kogoś, kto zmienił się przez znajomość z pewnymi ludźmi? Teraz ty, czytelniku, który zaglądasz tutaj czasem, zadasz sobie pytanie: czy naprawdę on/ona zmieniła się przez tych ludzi?

Tak, dokładnie przez nich.
Wszyscy szukamy akceptacji. Nawet jeżeli uważasz się za mega zbuntowanego outsidera, będącego sobą indywidualistę, bądź alternatywnego pajaca i tak jej szukasz. Rozpaczliwie, bądź nie. Ja, ty, wy, my, sąsiad z góry, woźna z urzędu, ksiądz proboszcz, twoja lodówka i sfrustrowana pani z dziekanatu. Wszyscy chcemy być bardziej bądź mniej lubiani. Ludzie tacy są, byli i będą.

Ale tylko głupi robi głupoty.
Żeby się przypodobać. Teraz pewnie mi się oberwie, bo zaczęłam palić na obozie w tym roku. Czemu? A jakoś tak, namówili mnie. Tylko jest jedno ALE. Nie zrobiłam tego, żeby ktoś polubił mnie bardziej. Dobrym przykładem robienia głupot, jest moja znajoma poznana na pewnym zlocie pewnej grupy z facebooka. Takie tam spotkanko gimbusów w KFC. Otóż nie. Ani ja, ani ona nie znałyśmy wcześniej nikogo z tej ekipy. Łącznie osób było z tego co pamiętam 6. Jedna przyniosła wódkę. Tą barmańską chyba zapamiętam na bardzo długo. Z początku ta dziewczyna nie chciała nawet tknąć szlugów ani wódki. Pod koniec spotkanka już jak najbardziej. Dlaczego? Bo wszyscy pili, nie chciała być gorsza, a jak. Myślałam że spoko, taki jednorazowy incydent.

Nawet nie wiedziałam, jak bardzo mogłam się mylić.
Spotykaliśmy się jeszcze później w tym samym składzie, dołączył też do nas mój ukochany. Owe dziewczę staczało się coraz niżej. Dochodziło do tego, że piła więcej niż ja (i tu muszę zaznaczyć, że ona w tym roku kończy podstawówkę). Doszło nawet do tego, że poprosiła mojego faceta o kupienie jej e fajka, no bo kto by sprzedał? Właśnie.

Nie tylko grupa działa na jednostkę.
Z innej beczki. Około roku temu trzymałam się w dobrych relacjach z grupą białostockich punkowców. Czasem piwo, czasem tak o na miasto się szło. Nie byli to jacyś bliscy przyjaciele, ale się lubiliśmy. Wszystko ma koniec. Dołączyła do nich moja stara znajoma. Bogata, rozpieszczona, dość znana w moim przedziale wiekowym. Nie miała z tym środowiskiem absolutnie nic wspólnego i nie wiem jakim cudem wkupiła się w ich łaski. Wyobraźcie sobie szachistę, który nagle zostaje cenionym członkiem gangu motocyklowego. Mniej więcej tak to wyglądało. Momentalnie urwał się kontakt, znaleźli sobie lepszą koleżankę. Taką, która więcej pije, mniej się szanuje i robi wszystko, co jej zaproponują.

Wartości tracą na znaczeniu, dokładnie tak samo szybko, jak zyskują.
Całkiem niedawno, jeden koleś z mojej dotychczasowej 'paczki' zaczął się do mnie rzucać. O znajomość z pewnym chłopakiem. Kiedy mu wspomniałam, że to on mnie olał dla tamtej laski, momentalnie strzelił kompletnego focha. Teraz dzieje się mniej więcej tak, jakbym nigdy nie istniała. Cóż, jeżeli ktoś jest na tyle głupi, że wybiera osobę mniej inteligentną i podatną na wpływy od tej bardziej ogarniętej, to pozostaje mu współczuć i czekać, aż tego pożałuje.
Podsumowując moje długie rozważania: ludzie są podatni na wszelkie wpływy. Czy to grupy, czy jednostki. Nie da się z tym walczyć, ale można to rozróżniać. Jeżeli ktoś cię namówi do wsadzenia widelca to gniazdka w zamian za przyjaźń, zrobisz to?

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Stop hejtom, czyli moje ukochane kosmetyki i wyroby kosmetyczne ❤

Wjeżdżam z kolejnym postem, tym razem o kosmetykach które sama wypróbowałam i które z czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Nie są to produkty typowo do makijażu, ale to w dalszej części.

Miejsce pierwsze: żel PocketBac z Bath & Body Works
Tu się będę trochę rozwodzić. Ogólnie nie mam jakiejś obsesji na punkcie czystych rąk, ale taki żel myjący czasem się przydaje. Ten produkt właściwie nie ma minusów. Chociaż... może cena. Kosztuje 9/10 zł za 29 ml, jednak moim zdaniem opłaca się kupić. Dużym plusem tych kosmetyków jest zapach. Zapachy są intensywne, ale nie drażniące. Na stronie B&BW jest 40 wariantów zapachowych, ale dostać można o wiele więcej. Utrzymuje się naprawdę zaskakująco długo (u mnie ok 4 godziny). Można znaleźć wszystko, od tropikalnych, przez owocowe, 'ciasteczkowe', aż po typowo perfumowe. Niestety trzeba uważać, nigdzie nie jest powiedziane czym dany żel pachnie i jeżeli nie wąchaliśmy go wcześniej, możemy być bardzo zaskoczeni. Czasem trafiają się zapachy idealne, czasem niezbyt fajne. Ale to zależy od gustu. Problem jest z kupieniem ich, jeżeli nie macie w mieście sklepu Bath & Body, to musicie kombinować. U mnie w Białymstoku można je dostać w dwóch galeriach na stoiskach z kosmetykami zapachowymi i świeczkami (Galeria Biała na przeciwko Sephory).

Miejsce drugie: balsam Perfecta Softlips
Złośliwi mogą stwierdzić, że jest to tania podróbka Eosa, ale dla mnie są po prostu świetne. Do kupienia w Rossmannie, cena to chyba 14 zł. Do wyboru 3 warianty: mięta, granat z jagodą i wanilia. Waniliowego jeszcze nie miałam, ale pozostałe 2 były cudne. Dlaczego je kocham? Dobrze odżywiają usta i uwaga: są słodziutkie :3 Jeżeli ktoś tak jak ja lubi dobrze smakujące błyszczyki, powinien wypróbować.

Miejsce trzecie:
masło do ciała Farmona Tutti Frutti
Nie przepadam za balsamami do ciała, a i nigdy nie były mi specjalnie potrzebne. Mój punkt widzenia się zmienił kiedy odkryłam te masełka. Są gęste (ale nie tłuste), świetnie nawilżają skórę. Baaardzo dużym plusem jest tu zapach, najlepsze dla mnie to liczi i rambutan, oraz karmel z cynamonem. Cena również nie zabija, kosztują ok 12 zł za 330 ml. Łatwo dostępne w każdej drogerii.

środa, 20 maja 2015

Ile wydasz, 100 czy 20?

tusz HR
Maybelline
Tematyka bloga coraz bardziej schodzi mi na makijaż. Dzisiaj porównam drogi tusz do rzęs znanej marki i ten o wiele tańszy. O co chodzi? Posiadam 2 tusze: Maybelline Colossal 100% Black i Helena Rubenstein Lash Queen Feline Blacks. Jeden kosztuje 175 zł (Sephora), a drugi ok. 23 zł.

HR jest wodoodporny i nie kruszy się nawet przy intensywnym pocieraniu oczu (mam alergię na pyłki i wiosną to jest istna tragedia), ale niestety praktycznie go na rzęsach nie widać. Lubię mieć rzęsy prawie jak sztuczne, a ten nie daje takiego efektu niestety.

  Maybelline ma świetną szczoteczkę (uwielbiam duże i gęste szczoty, ale niektórych to przeraża), świetnie pogrubia rzęsy. Pomijam efekt ich wydłużenia, bo jeśli trzymam oko otwarte, to rzęsy sięgają mi linii brwi. Niestety, ma tendencje do kruszenia się, nie jest ani trochę wodoodporny i łatwo się nim ufajdać.


Na zdjęciach różnica może nie jest jakaś ogromna, ale na żywo ją bardzo widać.
Przepraszam za podbite prawe oko, ale w sobotę poniosło mnie na juwenalia ;)
Idę z duchem czasu i założyłam sobie snapa i instagrama. Wpadniecie? (@ulosz)

środa, 6 maja 2015

Ulubieńcy maja (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

Tak właśnie. Kasa poszła na te cudeńka ze zdjęcia. Wszystkie pochodzą z niedawnych promocji w rossmannie.

1: Eveline Color Edition 711 Vibrant Cherry
Cena: ok 14 zł
Ocena: 8.5/10
Uwielbiam dwie rzeczy w tej pomadce. Zapach i konsystencję. Pachnie arbuzem ≧◡≦ Jest dość twarda i nakłada się ją łatwo. Również dobrze się trzyma. Kolor to coś około czerwonego wina i wiśni.

2: Rimmel Moisture Renew 380 Dark Night Waterl-oops!
Cena: 28 zł
Ocena: 8/10
Czemu dałam jej mniej? Odjęłam trochę za konsystencję, bo jest strasznie miękka i upierdliwie się ją nakłada. Jednak ma u mnie duży plus za kolor. Długo takiego szukałam i znaleźć nie było łatwo, bo jest wręcz fioletowa. Ale co kto lubi. Nie jest zbyt trwała, niestety coś za coś.

3: Astor Perfect Stay 01 Ivory
Cena: ok. 37 zł
Ocena: 8.5/10
Na buteleczce pisze 24 godziny, ale przy żadnych kosmetykach się to nie sprawdza. Rekord pobił mój lip tint i trzymał się 10 godzin pomimo jedzenia. Ale nie o tym. Również tu był nie mały problem z kolorem, bo moja skóra robi mi na złość. Pomimo, że nie jestem jakoś specjalnie blada, wszystkie korektory i podkłady w odcieniu mojej cery są za ciemne, więc muszę kupować te praktycznie białe. I tu się akurat sprawdziło, mazidełko bardzo, baaaardzo jasne. Szybko zasycha, dobrze kryje i trzyma się stosunkowo długo. Porównując go do mojego poprzedniego korektora z Lovely (swoją drogą, nie kupujcie tego gówna), widzę zasadniczą różnicę: ten w ogóle zasycha.


4: Rimmel Match Perfection 100 Ivory
Cena: ok. 35 zł.
Ocena: 8.5/10
Ten podkład chyba nie ma minusów. Ładnie pachnie, świetnie kryje, wygląda naturalnie i jest trwały. Wybór odcieni jest jednak trochę ograniczony, bo większość ma bardziej żółtawe niż różowe zabarwienie. Jednak przy mojej różowawej skórze ten nadal wygląda dobrze. Jest dość lekki, ciekawa jestem jak sprawdzi się w czasie upałów, swoją drogą to już niedługo.

Propsy dla paprotki i nieposłanego łóżka <3

niedziela, 8 marca 2015

#selfie

Tak, brak postów. Przepraszam. Ten tydzień minął mi pod znakiem imprezy i choroby. Tak, chora rzeczywiście byłam. Ale ja nie o tym chciałam.

Fajna moda, czy głupota?
Wczoraj kumpela miała urodziny (100 lat Roksana, mam nadzieję, że ten wielki prezent się podobał). Siedząc sobie w altance za miastem i popijając zauważyłam dziwne zjawisko, mianowicie robienie tony selfie. Wszędzie, z każdym, co 5 minut.

Przykładowe (tak, po lewej jestem ja)
Ok, rozumiem chęć posiadania swego rodzaju 'dokumentacji', no ale bez przesady. Osobną kwestią jest, że wszystkie stojące w pobliżu osoby koniecznie muszą na tym zdjęciu być i wepchną się do niego chociażby nie wiem co.



Taa, głupota.

Znacie zjawisko zwane 'Snapchat'? Pewnie większość osób zna, ale jeśli nie, to już objaśniam. Jest to aplikacja, która pozwala wysyłać znajomym zdjęcia, które są widoczne przez maks. 10 sekund. Modne zwłaszcza wśród gimbazy.
Wysyłanie sobie masowo zdjęć z lekcji i samojebek? To nie jest fajne, przynajmniej dla mnie. Późniejsze wstawianie ich na portale społecznościowe to jeszcze inna, równie ciekawa kwestia.

wtorek, 3 marca 2015

Trupy polskiej muzyki.

Nie słucham radia. I nigdy za dużo nie słuchałam. Nie tylko dlatego, że moja mama nie przepada za muzyką i nie dlatego, że jedyny odbiornik to 3 częściowa wieża w moim pokoju. Ja sama nie lubię radia. Wybór stacji nie jest łatwy, bo praktycznie na wszystkich leci polska muzyka na zmianę z popem. Szanuję chyba jedynie AntyRadio, które niestety w mojej mieścince po prostu nie odbiera.
Polski przemysł muzyczny zdycha w męczarniach. Czy widzieliście ostatnio, żeby jakiś młody artysta/zespół wybił się, nagrał płytę i stał się popularny?

Ewelina Lisowska nawet reklamie grała i zarabia grube miliony! Taa. A słyszał ktoś zespół, w którym śpiewała zanim poszła do Mam Talent? Pewnie nie. No to ułatwię wam życie, zespół nazywa się Nurth i grają coś około core/heavy metalu. Tak, żeby się wybić, musiała kompletnie zmienić styl. Nie szanuję. Z resztą, jak młodzi artyści mają zdobywać sławę, skoro na wszystkich scenach w tym kraju występuje Maryla Rodowicz na zmianę z Kombii i Krzysztofem Krawczykiem? Garażowych kapel są setki, tysiące. Sama śpiewam w jednej z takich. Jedyne, co mogą robić takie zespoły, to rzadkie koncerty w pomniejszych klubach. No albo pójść do Mam Talent i liczyć na szczęście. Tak sprawy się mają.

piątek, 27 lutego 2015

Obiecana recenzja + TAG: mój pierwszy raz.

No więc: doczekałam się nareszcie wspomnianych wcześniej gumek do włosów. Ogólne pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Jedynym, co mnie zaskoczyło był kolor, który minimalnie różni się od tego na zdjęciu, ale to nie jest większy problem. Postanowiłam zestawić je z dwoma innymi rodzajami gumek, które posiadam, a tak, żeby było bardziej wiarygodnie.
Let's begin.

Na pierwszy ogień idą zwykłe, materiałowe gumki.

Cena: do 1zł za sztukę.
Ocena ogólna: 6.5/10
Czemu tak nisko? Moje włosy są dość podatne na odkształcanie. Jeżeli noszę gumkę cały dzień, to po jej zdjęciu mam bardzo piękne fale. Poza tym takie gumki wyrywają średnią ilość włosów, tragedii nie ma. Ocena średnia.

Jako drugie biorę na warsztat silikonowe gumeczki kupione w Claire's (czy jak to się tam pisze).
Ocena ogólna: 3/10
Cena: 19.99 za 14 gumek.
Czemu tak nisko? Te gumki to jakaś pomyłka. Niby miały być delikatne, no ale cóż, to silikon... Wyrywają włosy, ciągną, odkształcają i w dodatku same się rwą. Jedyną cechą na plus jest ich kolo i to, że dobrze trzymają włosy.
Ocena niska.




No i finalnie najnowsza moja zdobycz: Invisibobble!
Ocena ogólna: 8.5/10
Cena: różnie, ale na cocolita.pl kosztują 12.90 za 3 gumeczki.
Moje pierwsze wrażenie było niezwykle pozytywne. Gumki wydały się bardzo malutkie, ale są rozciągliwe. Nie rwą się, dobrze trzymają włosy. Po długim noszeniu rozciągają się (co widać na zdjęciu), ale po około 30 minutach wracają do pierwotnego kształtu. Jedyny minus to konieczność delikatnego zdejmowania ich, bo czasem się plączą.
Ogólna ocena: bardzo dobra.


No ale miał być jeszcze TAG. Tak, to będzie o moim pierwszym razie, na siłowni oczywiście. Jak to się stało, że ja, hejtująca fit lifestyle się tam znalazłam? Po prostu można się było w walentynki zapisać na darmowy trening, więc chciałam pójść z moim wybrankiem. No i dzisiaj poszłam. Niby wszystko spoko, nowoczesny klub fitness, wyposażenie pierwsza klasa. Zaczęłam panikować jeszcze przed wejściem tam. Tłum ludzi w sportowych strojach, wszyscy dobrze zbudowani i w ogóle. Dalej była tylko większa panika. Ok, założyłam mój wyjściowy dres i wypraną koszulkę Jacka Danielsa. Nie znałam przeznaczenia 85% sprzętów tam. Skierowałam się na bieżnię i tam spędziłam prawie godzinę. W ostatecznym rozrachunku nie było źle, ale na najbliższe 2 miesiące mi wystarczy ćwiczeń.
Bardzo przepraszam za układ posta i nieudolne wstawienie zdjęć, ale niestety technika komputerowa jest moją słabą stroną.













poniedziałek, 23 lutego 2015

Poniedziałkowa fala frustracji: komunikacja miejska.

Kto z nas nie jeździ autobusami?
Ja mam niestety to szczęście, że trzepię się takim codziennie ze szkoły i do szkoły.
To, co można czasem tam znaleźć przechodzi ludzkie pojęcie.

Zmęczone siatki.
Nienawidzę. Wsiada sobie taka starsza pani, chociaż bywają i młodsze egzemplarze. Zawsze niesie naręcze siat ze wszelkiej maści zakupami spożywczymi. Zamiast samej usiąść i położyć siatki obok, ona za każdym razem stawia je na siedzeniu, obok którego stoi. No i zwykle w dupie ma, że inni chcą usiąść. Miałam sporo doświadczeń z takimi babami. Jedno z gorszych było jakiś miesiąc temu, dokładnie nie pamiętam. Jechałam do szkoły. Mam to nieszczęście jeździć obok miejskiej giełdy warzywnej. Właśnie tego dnia wsiadła baba z siatką pełną cebuli. Już pomijając po co komu ze 3 kilo cebuli, ale chyba niezbyt fajnie jest, jeśli walnie się to obok kogoś. Musiałam jakoś przeboleć cały dzień śmierdzenia.

Grandpredator.
Spotkałeś/aś kiedyś babcię o niezbyt babcinych zdolnościach ruchowych? Nie dziwne.
Nie jest w stanie stać od przystanku do przystanku, ale kiedy zobaczy wolne miejsce biegnie szybciej niż Usain Bolt. Drugi wariant używa łokci i siatek. Potrafi rozpychać się lepiej niż brudasy w pogo. Możliwe obrażenia zadane przez taką babcię: podbite oko, złamane żebra, pogruchotane kości.
Ale zaraz, istnieje jeszcze trzeci typ. Kiedyś jadąc do szkoły siedziałam w tak zatłoczonym autobusie, że ledwo dało się oddychać. Stałam w przejściu między siedzeniami beztrosko słuchając Obituary na słuchawkach. Przede mną było wolne miejsce, za mną była babcia, o której obecności nie wiedziałam. Nagle poczułam silne pierdolnięcie w plecy. Jak się okazało, rzeczona babcia 'grzecznie prosiła mnie, żebym się przesunęła'. Zamiast mnie delikatnie klepnąć w ramię, żebym zdjęła słuchawki, to baba po prostu zdzieliła mnie kulą w plecy. Bo w końcu ma glany, to trza bić.

Rozpieszczone bachory.
To chyba wkurza mnie najbardziej. I to wcale nie dlatego, że nie lubię dzieci. Po prostu jeśli jadę sobie o 8 rano w poniedziałek autobusem i dosiada się na przeciwko mnie jakiś zasmarkany dzieciak, wiszczy, kręci się i przy okazji mnie kopie, mam ochotę normalnie udusić. No i w dodatku są jeszcze mamuśki, które nie wykazują żadnej chęci uspokojenia pasożyta. Wręcz przeciwnie - chwalą to, że jest taki ruchliwy i pełen życia.

DJ!

Wieś śpiewa i tańczy, czyli DJ autobusowy. Posiada Nokię 3310, na której ma nagrane 3 piosenki na krzyż. Najczęściej rap, disco polo albo tanie, ruskie techno. Stać go na buty Nike, ale na słuchawki nie bardzo, więc musi męczyć innych pasażerów. Najczęściej ubrany w dres, występuje też w wersji ortalionowej.

Hejtów ciąg dalszy, ale nie wiecznie.

A na co narzekam dzisiaj? 
Przesadna tolerancja. Właśnie jestem po kłótni na pewnej grupie na fb (z której swoją drogą mnie wypieprzyli).
Ale póki co, ogłoszenie parafialne.
Nie da rady cały czas narzekać, więc od czasu do czasu sypnę recenzją. Właśnie zamówiłam sobie rewolucyjne gumki do włosów i ciekawa jestem, jak się sprawdzą na krótkich, niezdatnych do układania włosach. Ale zanim przyjdą, to trochę czasu minie.

No ale wróćmy na ziemię.
Żyjemy w XXI wieku, wszyscy się zgodzimy, że to nie średniowiecze. Tolerancyjnym wypada być.
No właśnie, wypada. Nikt nikogo do tego nie zmusza. Moim zdaniem (i tu pewnie poleci na mnie wiadro gówna, święta krowa, tęcza i młot Thora jednocześnie) wszelkie dziwne orientacje seksualne są po prostu niedorzeczne.


Jak ty w ogóle śmiesz? Przecież żyjemy w wolnym kraju, każdy ma prawo robić to, co mu się podoba!.
Rzuciłabym tutaj moim ukochanym tekstem, ale chcę ograniczyć publiczne rzucanie mięsem. Może i racja, wolny kraj, wolna wola. Tylko jeżeli słyszę, że kolejna tęczowa partia ma szczytny cel wprowadzić edukację seksualną w przedszkolach, to mnie skręca. Zostałam dzisiaj oskarżona o nienawiść, faszyzm i homofobię. Jeszcze trochę i zaczęliby mi wmawiać ebolę.

Zawsze znajdą się wojownicy. Zawsze.
Czy to katoliccy, islamscy czy też właśnie 'bojownicy o wolność i tolerancję. Są wszędzie i tylko czekają na jakikolwiek przejaw niezgodności z ich myśleniem. Kiedyś było tak, że bojownicy o czystość społeczną i rasową deptali homosiów. No teraz jest zupełnie w drugą stronę. Komu jak komu, ale mnie to trochę przeraża, no bo jak tak dalej pójdzie, to jak będą wyglądały mniejszości za kilkanaście lat?


Post miniaturowy, nie bijcie.

czwartek, 19 lutego 2015

Zdrowy styl, swag i ambicje.


Będę częściej wrzucać posty. Będę częściej wrzucać posty. Będę częściej wrzucać posty. Dobra, miało być 100, ale już mi się odechciało. Piękne nawiązanie do dzisiejszego tematu, czyli m.in. ambicji i wytrwałości.

Na wejściu pragnę zaznaczyć: nie mam nic do chęci bycia zdrowym. Lekkie ćwiczenia i dieta nie składająca się wyłącznie z KFC jest ok. No ale jak zawsze, wszystko z umiarem. Absolutnie denerwującym dla mnie jest robienie z bycia 'fit' najwyższego celu w życiu. 'Nie jadłam śmieciowego żarcia już ponad rok, ja nie wiem jak ty możesz się stołować w takich knajpach'. A mogę. I w dodatku bardzo to lubię. Sram na fakt, że to jest niezdrowe. Dobrze o tym wiem. 'Co jest fajnego w jaraniu? Tylko się trujesz'. Serio? Większość palaczy doskonale zdaje sobie sprawę ze szkodliwości palenia. Jakby chcieli, to by rzucili.


A teraz z innej beczki. Niestety mam dużo do czynienia ze środowiskiem gimnazjalnym. Czemu niestety? Tak naprawdę szanuję niewielu moich rówieśników. A bo i niewielu na ten szacunek tak naprawdę zasługuje. Jeśli ktoś uważa się za lepszego, bo kupuje w drogich sklepach, pije kawę ze Starbucksa i ma iPhone, to dla mnie jest po prostu ciężkim kretynem. Jeszcze jeden dziwny trend, to chora pogoń za Zachodem. Wszystko musi być takie, jak w Ameryce. WSZYSTKO. Tyczy się to również mentalności (czytaj: muszę być pozytywny, bo wtedy inni mnie będą lubili). Nie, nie będą. Przynajmniej ludzie mojego pokroju. Ta dumna mniejszość.

Wszyscy znamy kogoś ambitnego. I nie mam na myśli zwykłych ziomków, którzy np. chcą pójść na dobre studia medyczne i zostać lekarzem. O nie. Poprzez naukę w jednej z najlepszych publicznych szkół w moim mieście mam trochę wyprany mózg. Ale są ludzie, którzy mają o wiele bardziej. Dla zobrazowania: pewna dziewczynka, której nie przytoczę z imienia i nazwiska, miała już w 1 klasie gimnazjum intensywne korepetycje z biologii i chemii, a jej wspaniałomyślni rodzice założyli konto w banku, na którym odkładali pieniądze, żeby córka poszła na Oksford i została lekarzem. W głowie się nie mieści? Nie dziwne.
Ale jak ja to zwykłam mawiać: są ludzie i parapety.

Planuję wrzucać te posty częściej, ale jednak szkoła i permanentne zmęczenie ma wpływ na częstotliwość ich występowania. Sorka.

sobota, 7 lutego 2015

Walentynki.


14 lutego zbliża się wielkimi krokami. A co za tym idzie, zbliża się też wysyp miłosnych gadżetów w sklepach. I wcale nie mam na myśli wielkich gumowych dildo, puchowych kajdanek i skórzanych obroży. Wszędzie serduszka, aniołki i słodkość. 'Hehe, Ulka ty pewnie się zamkniesz w chacie i będziesz płakać, że nikt cię nie chce hehe'. Nie, to nie tak. Zapewne wyjdę gdzieś z chłopakiem, w końcu to będą już 4 wspólne miesiące. Nie to mnie wkurza w walentynkach.

No to jak nie to, to co? A to, że z walentynek zrobiliśmy ot taką okazję do powiedzenia komuś, że się go kocha. Uznaliśmy ten jeden dzień w roku za szczególną okazję do tego. To bez sensu. Po co znajdować sobie pretekst do okazywania uczuć? O wiele lepiej to robić na co dzień. Codziennie pokazywać, że druga osoba jest dla mnie najważniejsza. Jeżeli się kogoś kocha, to stale, a nie tylko 14 lutego.

4 typy lasek, od których trzeba wiać jak najdalej. Dla dobra własnej psychiki.

Pierwszy post, wypada się przedstawić. Ale po co, skoro można od razu narzekać? No właśnie.
Ale ja nie o tym. Dzisiaj o denerwujących
na wszelkie sposoby kobietach. Tak, wiem, sama jestem dziewczyną i taki post może wydawać się omawianiem czegoś, o czym nie mam pojęcia. Nie, nie jest tak. Nie przeciągając, zacznijmy:

1. Królowa melanżu i władczyni alkoholu.
Wszystko jest dla ludzi, alkohol nie należy do wyjątków. Kobietom również nikt nie zabrania go pić. Sprawy zaczynają się komplikować jeśli nasza księżniczka przesadzi. Dla kogoś, kto nigdy nie widział kompletnie wstawionej laski krótka charakterystyka: potargane włosy, makijaż, który wygląda(ł) dobrze (może 2 godziny wcześniej), mina spizganej pandy wymieszanej ze śpiącym wielbłądem. Oczywiście dama pod wpływem uważa się za królową dyskoteki. Może podbić do każdego faceta, bawić się z każdym, sikać pod śmietnikiem, a nawet zasnąć na krawężniku.


2. Buntowniczka
.
Nie mam nic do subkultur. Absolutnie. Sama w jakiś tam znikomy sposób o nie zahaczam. O wiele gorzej jest, jeśli rzeczona kobieta wygląda jak krzyżówka ary, Alice Cooper'a i własnej babci. Wszystko ogranicza jej wolność i próbuje ją wcisnąć do 'systemu'. Taka postawa jest w stanie zdenerwować każdego. Jeszcze gorzej jest, jeśli nasza rebeliantka posiada cechy pani z punktu 1.

3. Wojująca feministka.
Ten typ chyba denerwuje mnie najbardziej. Ale z tego co wiem, nie tylko mnie. Są to dziewczyny, które w płci pięknej widzą niepokonaną siłę zdolną rządzić światem. Dasz jej kwiaty? Stwierdzi że jesteś szowinistą. Zechcesz zapłacić za nią w kinie czy restauracji? Zrobi ci awanturę o dyskryminację. Najchętniej wzięłaby kilof, ubrała kask i poszła do kopalni. Co z tego, że większości 'męskich prac' po prostu nie zrobi.

4. Artystka, hipsterka, swagerka.
Wrzuciłam je wszystkie pod jeden punkt, bo mają bardzo wiele cech wspólnych.
Każda z tych pań wszędzie taszczy swojego iPhone'a, iPada, iMac'a, iNiewiemcojeszcze. Wiele z nich posiada również drogi aparat, do robienia 'artystycznych zdjęć' (czytaj: zdjęć jedzenia, swojego kota, łóżka, ubrań, z nadmiernie fioletowym filtrem i autofocusem)
. Większość wolnego czasu spędza na włóczeniu się ze znajomymi po mieście, lajkowaniu czegoś na Instagramie lub okupowaniu stolika w Starbucks'ie. Dziewczyny te (o dziwo) cieszą się sporym zainteresowaniem, ale związek z taką trwa maksymalnie pół roku.

To był mój pierwszy post na tym blogu, kolejne będę się pojawiały (mam nadzieję, że) regularnie, najprawdopodobniej w weekendy.