piątek, 27 lutego 2015

Obiecana recenzja + TAG: mój pierwszy raz.

No więc: doczekałam się nareszcie wspomnianych wcześniej gumek do włosów. Ogólne pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Jedynym, co mnie zaskoczyło był kolor, który minimalnie różni się od tego na zdjęciu, ale to nie jest większy problem. Postanowiłam zestawić je z dwoma innymi rodzajami gumek, które posiadam, a tak, żeby było bardziej wiarygodnie.
Let's begin.

Na pierwszy ogień idą zwykłe, materiałowe gumki.

Cena: do 1zł za sztukę.
Ocena ogólna: 6.5/10
Czemu tak nisko? Moje włosy są dość podatne na odkształcanie. Jeżeli noszę gumkę cały dzień, to po jej zdjęciu mam bardzo piękne fale. Poza tym takie gumki wyrywają średnią ilość włosów, tragedii nie ma. Ocena średnia.

Jako drugie biorę na warsztat silikonowe gumeczki kupione w Claire's (czy jak to się tam pisze).
Ocena ogólna: 3/10
Cena: 19.99 za 14 gumek.
Czemu tak nisko? Te gumki to jakaś pomyłka. Niby miały być delikatne, no ale cóż, to silikon... Wyrywają włosy, ciągną, odkształcają i w dodatku same się rwą. Jedyną cechą na plus jest ich kolo i to, że dobrze trzymają włosy.
Ocena niska.




No i finalnie najnowsza moja zdobycz: Invisibobble!
Ocena ogólna: 8.5/10
Cena: różnie, ale na cocolita.pl kosztują 12.90 za 3 gumeczki.
Moje pierwsze wrażenie było niezwykle pozytywne. Gumki wydały się bardzo malutkie, ale są rozciągliwe. Nie rwą się, dobrze trzymają włosy. Po długim noszeniu rozciągają się (co widać na zdjęciu), ale po około 30 minutach wracają do pierwotnego kształtu. Jedyny minus to konieczność delikatnego zdejmowania ich, bo czasem się plączą.
Ogólna ocena: bardzo dobra.


No ale miał być jeszcze TAG. Tak, to będzie o moim pierwszym razie, na siłowni oczywiście. Jak to się stało, że ja, hejtująca fit lifestyle się tam znalazłam? Po prostu można się było w walentynki zapisać na darmowy trening, więc chciałam pójść z moim wybrankiem. No i dzisiaj poszłam. Niby wszystko spoko, nowoczesny klub fitness, wyposażenie pierwsza klasa. Zaczęłam panikować jeszcze przed wejściem tam. Tłum ludzi w sportowych strojach, wszyscy dobrze zbudowani i w ogóle. Dalej była tylko większa panika. Ok, założyłam mój wyjściowy dres i wypraną koszulkę Jacka Danielsa. Nie znałam przeznaczenia 85% sprzętów tam. Skierowałam się na bieżnię i tam spędziłam prawie godzinę. W ostatecznym rozrachunku nie było źle, ale na najbliższe 2 miesiące mi wystarczy ćwiczeń.
Bardzo przepraszam za układ posta i nieudolne wstawienie zdjęć, ale niestety technika komputerowa jest moją słabą stroną.













poniedziałek, 23 lutego 2015

Poniedziałkowa fala frustracji: komunikacja miejska.

Kto z nas nie jeździ autobusami?
Ja mam niestety to szczęście, że trzepię się takim codziennie ze szkoły i do szkoły.
To, co można czasem tam znaleźć przechodzi ludzkie pojęcie.

Zmęczone siatki.
Nienawidzę. Wsiada sobie taka starsza pani, chociaż bywają i młodsze egzemplarze. Zawsze niesie naręcze siat ze wszelkiej maści zakupami spożywczymi. Zamiast samej usiąść i położyć siatki obok, ona za każdym razem stawia je na siedzeniu, obok którego stoi. No i zwykle w dupie ma, że inni chcą usiąść. Miałam sporo doświadczeń z takimi babami. Jedno z gorszych było jakiś miesiąc temu, dokładnie nie pamiętam. Jechałam do szkoły. Mam to nieszczęście jeździć obok miejskiej giełdy warzywnej. Właśnie tego dnia wsiadła baba z siatką pełną cebuli. Już pomijając po co komu ze 3 kilo cebuli, ale chyba niezbyt fajnie jest, jeśli walnie się to obok kogoś. Musiałam jakoś przeboleć cały dzień śmierdzenia.

Grandpredator.
Spotkałeś/aś kiedyś babcię o niezbyt babcinych zdolnościach ruchowych? Nie dziwne.
Nie jest w stanie stać od przystanku do przystanku, ale kiedy zobaczy wolne miejsce biegnie szybciej niż Usain Bolt. Drugi wariant używa łokci i siatek. Potrafi rozpychać się lepiej niż brudasy w pogo. Możliwe obrażenia zadane przez taką babcię: podbite oko, złamane żebra, pogruchotane kości.
Ale zaraz, istnieje jeszcze trzeci typ. Kiedyś jadąc do szkoły siedziałam w tak zatłoczonym autobusie, że ledwo dało się oddychać. Stałam w przejściu między siedzeniami beztrosko słuchając Obituary na słuchawkach. Przede mną było wolne miejsce, za mną była babcia, o której obecności nie wiedziałam. Nagle poczułam silne pierdolnięcie w plecy. Jak się okazało, rzeczona babcia 'grzecznie prosiła mnie, żebym się przesunęła'. Zamiast mnie delikatnie klepnąć w ramię, żebym zdjęła słuchawki, to baba po prostu zdzieliła mnie kulą w plecy. Bo w końcu ma glany, to trza bić.

Rozpieszczone bachory.
To chyba wkurza mnie najbardziej. I to wcale nie dlatego, że nie lubię dzieci. Po prostu jeśli jadę sobie o 8 rano w poniedziałek autobusem i dosiada się na przeciwko mnie jakiś zasmarkany dzieciak, wiszczy, kręci się i przy okazji mnie kopie, mam ochotę normalnie udusić. No i w dodatku są jeszcze mamuśki, które nie wykazują żadnej chęci uspokojenia pasożyta. Wręcz przeciwnie - chwalą to, że jest taki ruchliwy i pełen życia.

DJ!

Wieś śpiewa i tańczy, czyli DJ autobusowy. Posiada Nokię 3310, na której ma nagrane 3 piosenki na krzyż. Najczęściej rap, disco polo albo tanie, ruskie techno. Stać go na buty Nike, ale na słuchawki nie bardzo, więc musi męczyć innych pasażerów. Najczęściej ubrany w dres, występuje też w wersji ortalionowej.

Hejtów ciąg dalszy, ale nie wiecznie.

A na co narzekam dzisiaj? 
Przesadna tolerancja. Właśnie jestem po kłótni na pewnej grupie na fb (z której swoją drogą mnie wypieprzyli).
Ale póki co, ogłoszenie parafialne.
Nie da rady cały czas narzekać, więc od czasu do czasu sypnę recenzją. Właśnie zamówiłam sobie rewolucyjne gumki do włosów i ciekawa jestem, jak się sprawdzą na krótkich, niezdatnych do układania włosach. Ale zanim przyjdą, to trochę czasu minie.

No ale wróćmy na ziemię.
Żyjemy w XXI wieku, wszyscy się zgodzimy, że to nie średniowiecze. Tolerancyjnym wypada być.
No właśnie, wypada. Nikt nikogo do tego nie zmusza. Moim zdaniem (i tu pewnie poleci na mnie wiadro gówna, święta krowa, tęcza i młot Thora jednocześnie) wszelkie dziwne orientacje seksualne są po prostu niedorzeczne.


Jak ty w ogóle śmiesz? Przecież żyjemy w wolnym kraju, każdy ma prawo robić to, co mu się podoba!.
Rzuciłabym tutaj moim ukochanym tekstem, ale chcę ograniczyć publiczne rzucanie mięsem. Może i racja, wolny kraj, wolna wola. Tylko jeżeli słyszę, że kolejna tęczowa partia ma szczytny cel wprowadzić edukację seksualną w przedszkolach, to mnie skręca. Zostałam dzisiaj oskarżona o nienawiść, faszyzm i homofobię. Jeszcze trochę i zaczęliby mi wmawiać ebolę.

Zawsze znajdą się wojownicy. Zawsze.
Czy to katoliccy, islamscy czy też właśnie 'bojownicy o wolność i tolerancję. Są wszędzie i tylko czekają na jakikolwiek przejaw niezgodności z ich myśleniem. Kiedyś było tak, że bojownicy o czystość społeczną i rasową deptali homosiów. No teraz jest zupełnie w drugą stronę. Komu jak komu, ale mnie to trochę przeraża, no bo jak tak dalej pójdzie, to jak będą wyglądały mniejszości za kilkanaście lat?


Post miniaturowy, nie bijcie.

czwartek, 19 lutego 2015

Zdrowy styl, swag i ambicje.


Będę częściej wrzucać posty. Będę częściej wrzucać posty. Będę częściej wrzucać posty. Dobra, miało być 100, ale już mi się odechciało. Piękne nawiązanie do dzisiejszego tematu, czyli m.in. ambicji i wytrwałości.

Na wejściu pragnę zaznaczyć: nie mam nic do chęci bycia zdrowym. Lekkie ćwiczenia i dieta nie składająca się wyłącznie z KFC jest ok. No ale jak zawsze, wszystko z umiarem. Absolutnie denerwującym dla mnie jest robienie z bycia 'fit' najwyższego celu w życiu. 'Nie jadłam śmieciowego żarcia już ponad rok, ja nie wiem jak ty możesz się stołować w takich knajpach'. A mogę. I w dodatku bardzo to lubię. Sram na fakt, że to jest niezdrowe. Dobrze o tym wiem. 'Co jest fajnego w jaraniu? Tylko się trujesz'. Serio? Większość palaczy doskonale zdaje sobie sprawę ze szkodliwości palenia. Jakby chcieli, to by rzucili.


A teraz z innej beczki. Niestety mam dużo do czynienia ze środowiskiem gimnazjalnym. Czemu niestety? Tak naprawdę szanuję niewielu moich rówieśników. A bo i niewielu na ten szacunek tak naprawdę zasługuje. Jeśli ktoś uważa się za lepszego, bo kupuje w drogich sklepach, pije kawę ze Starbucksa i ma iPhone, to dla mnie jest po prostu ciężkim kretynem. Jeszcze jeden dziwny trend, to chora pogoń za Zachodem. Wszystko musi być takie, jak w Ameryce. WSZYSTKO. Tyczy się to również mentalności (czytaj: muszę być pozytywny, bo wtedy inni mnie będą lubili). Nie, nie będą. Przynajmniej ludzie mojego pokroju. Ta dumna mniejszość.

Wszyscy znamy kogoś ambitnego. I nie mam na myśli zwykłych ziomków, którzy np. chcą pójść na dobre studia medyczne i zostać lekarzem. O nie. Poprzez naukę w jednej z najlepszych publicznych szkół w moim mieście mam trochę wyprany mózg. Ale są ludzie, którzy mają o wiele bardziej. Dla zobrazowania: pewna dziewczynka, której nie przytoczę z imienia i nazwiska, miała już w 1 klasie gimnazjum intensywne korepetycje z biologii i chemii, a jej wspaniałomyślni rodzice założyli konto w banku, na którym odkładali pieniądze, żeby córka poszła na Oksford i została lekarzem. W głowie się nie mieści? Nie dziwne.
Ale jak ja to zwykłam mawiać: są ludzie i parapety.

Planuję wrzucać te posty częściej, ale jednak szkoła i permanentne zmęczenie ma wpływ na częstotliwość ich występowania. Sorka.

sobota, 7 lutego 2015

Walentynki.


14 lutego zbliża się wielkimi krokami. A co za tym idzie, zbliża się też wysyp miłosnych gadżetów w sklepach. I wcale nie mam na myśli wielkich gumowych dildo, puchowych kajdanek i skórzanych obroży. Wszędzie serduszka, aniołki i słodkość. 'Hehe, Ulka ty pewnie się zamkniesz w chacie i będziesz płakać, że nikt cię nie chce hehe'. Nie, to nie tak. Zapewne wyjdę gdzieś z chłopakiem, w końcu to będą już 4 wspólne miesiące. Nie to mnie wkurza w walentynkach.

No to jak nie to, to co? A to, że z walentynek zrobiliśmy ot taką okazję do powiedzenia komuś, że się go kocha. Uznaliśmy ten jeden dzień w roku za szczególną okazję do tego. To bez sensu. Po co znajdować sobie pretekst do okazywania uczuć? O wiele lepiej to robić na co dzień. Codziennie pokazywać, że druga osoba jest dla mnie najważniejsza. Jeżeli się kogoś kocha, to stale, a nie tylko 14 lutego.

4 typy lasek, od których trzeba wiać jak najdalej. Dla dobra własnej psychiki.

Pierwszy post, wypada się przedstawić. Ale po co, skoro można od razu narzekać? No właśnie.
Ale ja nie o tym. Dzisiaj o denerwujących
na wszelkie sposoby kobietach. Tak, wiem, sama jestem dziewczyną i taki post może wydawać się omawianiem czegoś, o czym nie mam pojęcia. Nie, nie jest tak. Nie przeciągając, zacznijmy:

1. Królowa melanżu i władczyni alkoholu.
Wszystko jest dla ludzi, alkohol nie należy do wyjątków. Kobietom również nikt nie zabrania go pić. Sprawy zaczynają się komplikować jeśli nasza księżniczka przesadzi. Dla kogoś, kto nigdy nie widział kompletnie wstawionej laski krótka charakterystyka: potargane włosy, makijaż, który wygląda(ł) dobrze (może 2 godziny wcześniej), mina spizganej pandy wymieszanej ze śpiącym wielbłądem. Oczywiście dama pod wpływem uważa się za królową dyskoteki. Może podbić do każdego faceta, bawić się z każdym, sikać pod śmietnikiem, a nawet zasnąć na krawężniku.


2. Buntowniczka
.
Nie mam nic do subkultur. Absolutnie. Sama w jakiś tam znikomy sposób o nie zahaczam. O wiele gorzej jest, jeśli rzeczona kobieta wygląda jak krzyżówka ary, Alice Cooper'a i własnej babci. Wszystko ogranicza jej wolność i próbuje ją wcisnąć do 'systemu'. Taka postawa jest w stanie zdenerwować każdego. Jeszcze gorzej jest, jeśli nasza rebeliantka posiada cechy pani z punktu 1.

3. Wojująca feministka.
Ten typ chyba denerwuje mnie najbardziej. Ale z tego co wiem, nie tylko mnie. Są to dziewczyny, które w płci pięknej widzą niepokonaną siłę zdolną rządzić światem. Dasz jej kwiaty? Stwierdzi że jesteś szowinistą. Zechcesz zapłacić za nią w kinie czy restauracji? Zrobi ci awanturę o dyskryminację. Najchętniej wzięłaby kilof, ubrała kask i poszła do kopalni. Co z tego, że większości 'męskich prac' po prostu nie zrobi.

4. Artystka, hipsterka, swagerka.
Wrzuciłam je wszystkie pod jeden punkt, bo mają bardzo wiele cech wspólnych.
Każda z tych pań wszędzie taszczy swojego iPhone'a, iPada, iMac'a, iNiewiemcojeszcze. Wiele z nich posiada również drogi aparat, do robienia 'artystycznych zdjęć' (czytaj: zdjęć jedzenia, swojego kota, łóżka, ubrań, z nadmiernie fioletowym filtrem i autofocusem)
. Większość wolnego czasu spędza na włóczeniu się ze znajomymi po mieście, lajkowaniu czegoś na Instagramie lub okupowaniu stolika w Starbucks'ie. Dziewczyny te (o dziwo) cieszą się sporym zainteresowaniem, ale związek z taką trwa maksymalnie pół roku.

To był mój pierwszy post na tym blogu, kolejne będę się pojawiały (mam nadzieję, że) regularnie, najprawdopodobniej w weekendy.